Kurtyna opadła człowieku, sto lat od pierwszej wojny światowej mamy za sobą i zdaje się, że już „na wózeczku”, jedzie do czeluści archiwum wydarzeń dawnych. Rodzi się pytanie o wnioski i spostrzeżenia, aj… nie tędy droga, no bo co kraj zasiadający w dalszym rzędzie tych wydarzeń to obraz (czyt. punkt widzenia) bardziej zamazany.
Po pierwsze, wojna wywołana nie dla podniesienia ego monarchów, a splotu wielu czynników rzuciło na bezsensowną śmierć miliony mężczyzn, którym nawet nie mogła przynieść korzyści w postaci łupów. I po co tych dziewięćdziesiąt sztuk nabojów w ładownicy (odniesienie do niemieckich ładownic), gdy ginęło się od jednej, ledwo zaliczając ostatni szczebel okopowej drabinki. Wiedząc o tym, „tęgie umysły” rzuciły górnolotne hasło „ta wojna dała kres wszystkim wojną” (przynajmniej w Europie), brawo WY! Parsknął śmiechem rok 1939.
Po drugie, masakra cywilów w Belgii, zrównane z ziemią francuskie wioski oraz miasteczka, pędzona jak bydło ludność „kongresówki”, a także głodujące Niemcy, a przepraszam im się należało wszak każdy Teuton pałał nienawiścią do Słowian i Franków. Przed „powtórką rozrywki” miał chronić „parasol” Ligii Narodów i jak serio go traktowano niech się wypowie wywołany „do tablicy” historii pierwszy z brzegu Adolf.
Po trzecie, niepodległość Polski, zaledwie łut szczęścia w splocie wielkich wydarzeń. Tak dzielnie obroniona wydaje się, że przez cud Boży. Gdyby pomiędzy Wisłą a Bugiem jedenastego listopada 1918 roku wyrosła ogromna wieża, a na jej szczyt wspiął by się żołnierz polskiej siły zbrojnej, co by zobaczył? Stertę dymiących kraterów po pociskach Krupp’a, spalone łany zbóż, niezliczone mogiły „pionków” trójkolorowej szachownicy i weź tu buduj państwo. Lata wyrzeczeń narodu, aby wybudować jeden port, jedną magistralę kolejową i jeden okręg przemysłowy. Panie Beck, Panie Mościcki, Panie Śmigły-Rydz, czy zrobiliście absolutnie wszystko żeby tego nie zaprzepaścić?
Po czwarte, „Pan łaskawy” w wojenkę bawiący się, a jego „żołnierzykami” są biedni chłopi i robotnicy. Tak pokornie klęka teraz przed pomnikiem pamięci, bijąc się w pierś oraz łkając „cośmy Wam zrobili” i to „już nigdy więcej…”. Robotnicy i chłopi dziękują „Panom” za dotrzymanie słowa w postaci „Wielkiego Kryzysu”.
Po piąte, wynalazki, czy naprawdę jedyna droga do powstania tych przełomowych musi być okupiona krwią milionów niewinnych dusz?
Po szóste, „umarł król, byle nie nowy król”. „Eleventh-eleventh” to kres wiekowej historii monarchii europejskich, ten dzień był ostatnim oddechem spuścizny Karola Wielkiego. A dzisiaj plując na nich jeździmy torami kolejowymi, które wytoczyli, palimy węglem z ich kopalni i zachwycamy się architekturą, na którą nie szczędzili pieniędzy…, „szejm”.
Po siódme, „a te pickelhauby i chmury gazu”, obywatelu pamiętaj i przekaż dziecku swojemu, rekonstrukcja historyczna to nie darmowa komedia, tylko dramat twoich przodków. Na zewnątrz, bij brawo rekonstruktorowi za jego trud, a w głębi duszy odmów pacierz za tych, w których się wciela.
Szanowni Państwo, przez cztery ostatnie lata byłem myślami pomiędzy rokiem 1914, a 1918. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że oddanie swojego jestestwa historii tamtych czasów zmieniło moje życie. Nie mam wątpliwości, że od dzisiaj tragedia lat 1914 – 1918 przycichnie w opinii publicznej, lecz dla mnie to dopiero początek drogi. Niniejszy artykuł jest fragmentem myśli z zakładki „brudnopis” mojego umysłu. Taki osobisty upust emocji na wiwat setnej rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny oraz odzyskania przez Polskę niepodległości.
Podsumowując, nie czuję się w obowiązku świadomego korygowania poglądów kogokolwiek na historię Wielkiej Wojny, ale jako historyk jestem zobligowany do dzielenia się ze światem wiedzą i wyrażaniem osobistych wniosków na jej temat.
Ku pamięci wszystkich ofiar Wielkiej Wojny:
Artur Student